*Harry*
- Ciebie również miło poznać, Vievienne.
Moja chęć dokładnego przyjrzenia się dziewczynie
posiadającej tak aksamitnie delikatny głos rosła z każdą sekundą. Vivienne
jakby celowo jeszcze bardziej mi to utrudniała, siedząc z nieśmiało spuszczonym
wzrokiem. Sam nie wiem dlaczego, ale odczuwam naprawdę silną potrzebę
zobaczenia jej w całej okazałości, a dziewczyna istnie znęca się nade mną,
kiedy tak skrupulatnie zakrywa się swoimi blond włosami.
- Fajny masz akcent. – zwróciła się do mnie po krótkiej
chwili, zdecydowanie postanawiając przerwać tym moje katusze związane z
oczekiwaniem na jakikolwiek ruch z jej strony.
Podniosła wzrok, uśmiechając się w moją stronę. Dobry Boże,
jak ona pięknie się uśmiecha. Mogę przysiąc, że gdybyśmy znajdowali się w
ciemnym pomieszczeniu to dla mnie jej uśmiech rozświetliłby noc. Oczarowany
dokładnie skanowałem wzrokiem jej twarz. Idealnie jasna cera, mały nosek,
zaróżowione usta, jak dla mnie wzrost stworzone do całowania i oczy… zniewalająco
jasne, błękitno-niebieskie oczy. Dziewczyna spojrzała na mnie spod wachlarza
ciemnych, długich rzęs i założyła sobie za ucho kosmyk swoich jasnych włosów,
który widocznie przeszkadzał jej, opadając na twarz.
Jako książę widywałem naprawdę wiele pięknych kobiet, ale
żadna nigdy nie powaliła mnie na kolana z taką łatwością, jak zrobiła to
Vivienne. Nie wiem co jest w niej takiego, że od pierwszego spojrzenia mam
ochotę nie przestawać patrzeć na nią. Może to sposób w jaki zawstydzona odwraca
ode mnie wzrok, albo to jak bardzo jest urocza? Czuję się jakbym powoli
zaczynał tracić przy niej zmysły. Czuję się jak szaleniec, fanatycznie
zapatrzony w piękną kobietę.
- Dziękuję, twój też jest świetny. – wydusiłem w końcu.
Świetny? Cholera, jest idealny.
- Brytyjczyk, mam rację? – uśmiech nie schodził z jej
twarzy, kiedy wpatrywała we mnie swoje bystre oczy.
- Masz rację. – przytaknąłem. – Ty też nie jesteś Amerykanką, prawda?
- Nie, zupełnie jak większość osób na tej uczelni. –
zaśmiała się, przeczesując blond włosy swoją małą dłonią. Racja, Uniwersytet
Stanforda słynie z przyjmowania studentów z całego świata. Zabawne jest to jak
bardzo rozważam każde słowo, które powie i jak wiele małych, wręcz nieistotnych
szczegółów dostrzegam. – Nie widziałam cię tu wcześniej. – zmrużyła oczy,
jeszcze uważniej mi się przyglądając.
- To mój pierwszy rok w Stanford, przeniosłem się tu z
Uniwersytetu Cambridge. Jestem na drugim roku medycy, a ty, Vivienne? –
uśmiechnąłem się.
- Również. Całkiem możliwe, że większość zajęć będziemy mieć
wspólnie. – czy mógłbym usłyszeć jeszcze wspanialszą nowinę? – Nie podobało ci
się na Cambridge? Przecież to najlepszy uniwersytet w Anglii.
- To nie tak, że mi się tam nie podobało, wiesz? Ja… w
zasadzie chciałem zmienić otoczenie, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. –
pogubiłem się we własnych słowach i nerwowo potarłem dłonią o kark. – Tam jest
dość sztywno, wszystko przez te starodawne tradycje…
- W porządku, rozumiem, nie musisz się tłumaczyć, nie
chciałam wprowadzić cię w zakłopotanie. – odparła na to, uśmiechając się
życzliwie.
- Nie wprowadziłaś, po prostu nie lubię tego tematu, wiesz?
Jednak może kiedyś opowiem ci wszystko dokładniej. – tylko najpierw musiałabyś
wiedzieć o moim pochodzeniu – dodałem w myślach.
~*~
Po wypiciu kolejnego piwa wodziłem opuszkiem palca
wskazującego po górnych brzegach kufla, wpatrując się w milczeniu w Vivienne.
Cisza między nami nastała w momencie, kiedy Louis i Eleanor wyszli razem na
zewnątrz, ponieważ chłopak chciał zapalić papierosa.
- Chyba już pójdę… jutro zaczynam wcześnie rano zajęcia. –
odezwała się dziewczyna, sprawdzając godzinę na wyświetlaczu komórki. – Wow,
już po północy. – dodała z westchnieniem.
- Odprowadzę cię do akademika, co ty na to? Jest już późno.
– zaproponowałem, kierując się zmartwieniem.
Przez moje myśli przebiegł szereg wyrażeń „zgódź się”, tak
jakby powtarzanie tego dziesiątki razy miało zaczarować jej umysł przed odmową.
Nie ma mowy żebym puścił Vivienne samą o tej godzinie, więc
teoretycznie dziewczyna i tak nie ma zbyt dużego wyboru.
- Dobrze, jeśli to nie będzie dla ciebie problem.
- Żaden. – odparłem zgodnie z prawdą, przeczesując dłonią
swoje loki.
Jakim problemem mogłoby być dla mnie odprowadzenie takiego
anioła do akademika?
~*~
- Zimno ci? – spytałem, widząc jak Vivienne pociera lekko
dłońmi o swoje ramiona, nieznacznie drżąc. Dziewczyna skinęła jedynie głową na
moje pytanie, uśmiechając się lekko.
- Tak, założenie tylko cienkiego sweterka zdecydowanie nie
było najlepszym pomysłem. – westchnęła.
Słysząc potwierdzenie Vivienne ściągnąłem swoją bluzę,
zakładając ją jej. Jestem totalnym idiotą, mogłem to zrobić 5 minut wcześniej,
kiedy wychodziliśmy z tego baru – wtedy by aż tak nie zmarzła.
- Proszę. Teraz będzie ci ciepło. – uśmiechnąłem się,
dokładniej opatulając dziewczynę grubym, dającym ciepło materiałem ubrania.
Dobry Boże, wygląda
tak uroczo w mojej za dużej na nią bluzie. Chciałbym móc częściej widywać ją w
moich ubraniach, bo według mnie to totalnie intymne, kiedy dziewczyna zakłada
coś co należy do jej chłopaka. Dobra – jeszcze nie jestem chłopakiem Vivienne,
ale to kwestia czasu, aż totalnie się we mnie zadurzy. Przecież żadna mi się
nie oprze. Prawda?
- Dziękuję, to kochane, ale teraz tobie będzie zimno. –
odparła zmartwiona, wskazując na moją koszulkę. Naciągnęła na dłonie rękawy
mojej bluzy – słowo daję, że nigdy nie widziałem bardziej rozczulającego
widoku.
- Nie martw się o mnie, śliczna. Mi jest ciepło. –
zapewniłem ją.
Szliśmy dalej w ciszy, co jakiś czas na siebie zerkając.
Zazwyczaj takie momenty dają duże poczucie dyskomfortu, ale gdy byłem z nią, to
nie nadeszło. Nawet cisza w jej towarzystwie wydawała się satysfakcjonująca.
Odtwarzałem w myślach wszystko, co mi o sobie opowiedziała.
Vivienne jest Polką, która od drugiego roku życia mieszkała
w NYC. Od dzisiaj dzieli pokój razem z Eleanor, gdyż jej współlokatorka
zrezygnowała z tego uniwersytetu. O studiowaniu na Stanford marzyła już od
dawna, a po złożeniu papierów na tę uczelnię nie mogła zmrużyć oka, aż do
otrzymania potwierdzenia o przyjęciu. Z tego co zaobserwowałem jest naprawdę
ambitna, a sposób w jaki mówi o chęci bycia lekarzem jest oniemiający. Czy ja
kiedykolwiek mówiłem o czymś z takim przejęciem?
- To tutaj. Dziękuję za odprowadzenie i dotrzymanie mi
towarzystwa, Harry. – uśmiechnęła się Vivienne, stając przy budynku oznaczonym
literą A, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nie ma za co. Miło było spędzić wieczór na rozmowie z
tobą. – przyznałem.
Dziewczyna odgarnęła swoje włosy na jedno ramię i nieśmiało
odwróciła wzrok.
- Z tobą również rozmawiało mi się świetnie. Było miło.
- Tak, bardzo. – uśmiechnąłem się.
- Więc… dobranoc. Do zobaczenia na jutrzejszych zajęciach,
być może.
- Mam nadzieję, że mimo wszystko będziemy mieć wspólne
wykłady. Dobranoc, śliczna. – uśmiechnąłem się.
W momencie, w którym dziewczyna zamierzała się odwrócić,
widocznie przypomniała sobie o czymś i spojrzała ponownie w moją stronę.
- Bluza, już ci ją oddaję.
- Nie, nie musisz. – powstrzymałem ją, kiedy miała zamiar
rozsunąć zamek ubrania. – Weź ją, oddasz mi ją innym razem. Taka gwarancja
następnego spotkania, co ty na to?
Nie wiem dlaczego, ale naprawdę potrzebowałem mieć
przeczucie, że ma coś mojego. Zresztą już miała – mój zdrowy rozsądek. Odkąd ją
zobaczyłem kilka godzin temu naprawdę wariuję. Sam już nie wiem co robię i do
czego zmierzam. Gubię się.
Cholera. Jestem tu od kilku godzin, a już zachowuję się jak
desperat.
- Uhm, no dobrze. W takim razie oddam ci ją jutro. Jeszcze
raz dobranoc. – uśmiechnęła się dziewczyna, odwracając w stronę wejścia do
budynku. Vivienne szarpnęła za drzwi wejściowe, a kiedy one nawet nie drgnęły z
westchnieniem sięgnęła do kieszeni jej czarnych, obcisłych spodni. Mój wzrok
mimowolnie powędrował niżej. Jej tyłek w tych spodniach wygląda tak seksownie.
Wymiękam, cholera.
W tym momencie w moim umyśle zrodził się pewien pomysł
zainspirowany zachowaniem, które dziś dostrzegłem w studenckim barze. Skoro to
tak bardzo działa na Amerykanki, to czemu miałoby nie zadziałać na Vivienne?
- Do jutra, mała. – wyszczerzyłem się, klepiąc dziewczynę w
tyłek. Vivienne gwałtownie odwróciła się w moją stronę, patrząc na mnie
zszokowanym wzrokiem. Dziewczyna zacisnęła swoje małe dłonie w piąstki i
wielokrotnie otwierała i zamykała usta, jakby nie wiedząc co powiedzieć.
Dlaczego wydaje mi się, że Vivienne jest… zła?
- Czy ty właśnie...?! Pieprzony dupek! – wycedziła, policzkując mnie. Zabolało. Syknąłem, a Viviennie
posłała mi jeszcze jedno wkurzone spojrzenie, po czym pokazała środkowy palec i
zniknęła za drzwiami budynku oznaczonego literą A. Tym samym zostawiła mnie
samego na zewnątrz. Samego, zdezorientowanego i nie wiedzącego, co ze sobą
począć.
Czy nawet kiedy próbuję być miły, wszystko muszę spieprzyć?
Jak dla mnie świetny rozdział 😄 z niecierpliwością czekam na następny 😉
OdpowiedzUsuńOo jak słodko *.* KOCHAM ciebie i to fanfiction <3. @Pati1203
OdpowiedzUsuńJeeej bylo tak skodko *-*
OdpowiedzUsuńAle Harry wszystko zepsul!!!!!!!!!!!!
Zachcialo mu sie klapca w tylek!!!!!!!
Swietny rozdzil ^-^
Czekam na nastepny :*
@andrejjj99
jaki idiota, no nie wierze....juz tak pieknie bylo a ten spieprzył ugh / @sheo_sheo
OdpowiedzUsuńHarry..ugh..spieprzyłeś! Ale i tak cię kocham xD @Nata02296251
OdpowiedzUsuńrewelacja :D Harry myślał że będzie fajny ale się przeliczył, ale to Harry - on to naprawi :D oby szybko pojawił się następny rozdział, czekam z niecierpliwością :3
OdpowiedzUsuńprzeczytałam 4 rozdziały na raz :))
OdpowiedzUsuńi muszę ci powiedzieć że lubię to :)
serio, bardzo fajny pomysł na opowiadanie (kiedyś miałam nawet podobny, tylko to dziewczyna była księżniczką haha whatever)
nie podoba mi się jedna rzecz - za dużo przekleństw, szczególnie w pierwszych rozdziałach. Kilka dobrze rozmieszczonych często poprawia tekst, bo kreuje osobowość bohatera, ale tylko kilka. Ten rozdział był świetny bez nich :) pamiętaj że gdybyś kiedyś pisała opowiadanie w 3 osobie to przekleństwa w narracji (nie w wypowiedziach) świadczą tylko o tobie.
to w zasadzie moje jedyne 'ale', pozatym zyskałaś nową wierną czytelniczkę
moim zdaniem i ty i twoje fanfiction jesteście Good Enough ;)
Dziękuję za krytykę, ona także napewno mi się przyda i pozwoli pisać lepiej. :)
UsuńIlość przekleństw w pierwszych rozdziałach miała podkreślić po prostu jak chaotyczne były myśli Harry'ego, taki był mój zamiar, może nie wyszło. :)
Buziaki. xx